Greckiego możemy się też uczyć oglądając filmy. :)
Recenzja udostępniona dla naszych czytelników za zgodą jej autora pana Rafała Kontowskiego.
Dziękujemy! :)
Zapraszam do komentowania w komentarzach.
ATTENBERG -słowa klucze i klucz jako taki.
Odwrócenie. Ról
społecznych, cywilizacyjnych nawyków, biegu spraw. Bohaterka jest kierowcą, bardzo szybko prowadzi auto,
gra w piłkarzyki lepiej od mężczyzn, uwodzi mężczyznę, który to mężczyzna –
dodajmy - z trudem jakimś i bez wyraźnej chęci odnajduje głęboko ukryte
pożądanie… Bohaterka nie ma znajomych, nie
myśli o założeniu rodziny i nie ma żadnych dalszych planów życiowych. Ogląda
telewizję, a w niej – programy przyrodnicze sprzed 20 lat, ucząc się naśladować
ruchy i głosy zwierząt.
Nie-dorosłość.
Bohaterki, która mimo 23 lat jeszcze
przechodzi „trudny wiek” dojrzewania, właściwy chłopcom około 16 roku życia.
Wraz z Przyjaciółką uczy się pluć z okna na piętrze. Pobiera nieudolnie lekcje
pocałunków, słowem i czynem bada poziom zainteresowania nieznanym jej
dotychczas światem erotyki. I Nie-dorosłość do zagospodarowania zafundowanej nam
industrializacji i nowoczesności. Te dwie sprawy dla mnie łączą się w
osobie Bohaterki. Bohaterka personifikuje problem nie-bycia-gotowym. Stan w
którym rzeczywistość, jaka nas otacza zaczyna przekraczać nie tylko nasze
umiejętności, ale i oczekiwania. Problem, który w Grecji jest dojmująco
widoczny, ale czyż nie odnajdujemy go w różnych stadiach rozwoju również u
siebie? Bo jest to problem każdego z nas, dotyczący naszej egzystencji i
dotykający wspólnych cech – transcendentny, chciałoby się rzec. I – jeśli jest
to określenie prawidłowe - polem, na którym należy szukać klucza do jego
rozwiązania nie jest ekonomia, a filozofia, która winna wypracować podstawę dla
działań ekonomicznych. Czy tylko zdąży zanim na rynek wejdzie nowy
(has-to-have) model Poda czy Pada i nim nadejdą (znów) wakacje, a my
polecimy na grecką wyspę w-tę-i-z-powrotem?
Gorzki podziw. Że umieliśmy
wiele spraw tak przegrać, że daliśmy radę wiele rzeczy zepsuć, pozbyć się
dobrowolnie tak wiele. Zbudować miasto – i opuścić je, by niszczało,
opustoszałe. Zbudować i wyposażyć port - po to by teraz nie zawijał doń
żaden statek. I fabrykę, w której pozostał tylko strażnik. Zbudować i opuścić.
Jak nie nasze, bez żalu. Jak Ojciec – opuszczony przez Matkę, sam opuszczający
pracę, córkę, życie. Ktoś kiedyś będzie poszukiwał przyczyn takiego exodusu. Skojarzy
go zapewne z jakimś kataklizmem, np. wybuchem wulkanu lub ociepleniem
klimatu czy tym podobnym zjawiskiem natury obiektywnej. Bo przecież nie ze
zjawiskiem, któremu rozsądna cywilizowana ludzkość mogła i powinna
zapobiec.
Co wiemy o końcu
cywilizacji minojskiej? W pałacu w Kato Zakros na Krecie odnaleziono przedmioty
codziennego użytku leżące na swoich miejscach, tak jakby mieszkańcy wyszli
tylko na chwilę. A może nie chcieli ich ze sobą zabrać? Nie wiemy nawet jak
wyglądali budowniczowie pałacu. Nikt nie odtworzy wyglądu Ojca Bohaterki, bo jego
prochy rozsypała w morzu … Czy ktoś badający kiedyś naszą historię i
zastanawiając się nad przyczyną porzucenia miast i portów odczyta nasze pismo –
taki Traktat z Maastricht na przykład? Czy też może pozostanie on naszym pismem
linearnym A – pismem nie dającym się odczytać, tak jak tamto pismo nie daje się
odczytać nam, dysponującym przecież komputerami, które potrafią sterować
pojazdami na Marsie?
Odnajduję w tym filmie odniesienia do greckich
antycznych tragedii. Jest jedność czasu, miejsca i akcji co powoduje, że
film dobrze się ogląda. Jest Chór w osobach głównych bohaterek ubranych jak
Pracownice z nieczynnej fabryki. Chór który
– jak dajmy na to w „Antygonie”, pojawia się, by zakończyć jedną i
rozpocząć kolejną odsłonę tragedii. Nie śpiewa jednak, a w milczeniu wykonuje
sekwencje ruchów zbliżonych (zapożyczonych?) do znanych z Latającego Cyrku
Monthy Pythona jako Dziwne Kroki. Oto śpiew naszej epoki i nasz komentarz do
niej – chciała chyba powiedzieć Reżyserka. To umiemy robić: przebrać się za
kogoś innego, poruszać się dziwacznie i nieproduktywnie i czekać na śmiech
widowni jako na wyraz podziwu. Tego tamten Chór nie oczekiwał, ani się po to na
proscenium pojawiał.
I są w tym filmie dwie sceny zasługujące na
uwagę. Pierwsza z nich, gdy Bohaterka z Ojcem imitują ruchy goryli
zaobserwowane na filmie przyrodniczym. I druga, gdy Bohaterka bezradnie wtula
głowę w czarny sweter suszący się na sznurku, a rękawami zaciska sobie pętlę na
szyi. Wtedy czuć energię płynącą z prawdy jaka przekazują nam aktorzy. Oni w
tych scenach rzeczywiście są tymi postaciami, a nie tylko je „odgrywają”.
I nie ma w tym
filmie happy-endu.
Rafał Kontowski, 03 XII 2011.